czwartek, 25 lipca 2013

5. Bez szans

To co widzę po zatrzaśnięciu drzwi pociągu wbija mnie w ziemię. Pociąg jest tysiąc razy cudowniejszy od pałacu sprawiedliwości. Jednak moje oczy skupiają się tylko na jednym - bogato zastawionych stołach. Ciastka, bułki, pralinki, owoce i dziwne małe potrawy. Kątem oka widzę, że na Liamie też robi to wrażenie. Patrzenie przerywa nam Carlissa.
- Tam jest wagon mieszkalny - mówi i wskazuje prawą ręką za nas - Znajdziecie swoje przedziały. Odświeżcie się, weźcie prysznic... O dziewiątej bądźcie na kolację.
Z bólem serca znikam w swoim przedziale. Wolałabym jeszcze pooglądać jedzenie. Siadam na swoim nowym łóżku. Jest tak wygodne, że nie mam ochoty z niego wstawać, ale podczas dożynek, tak się spociłam z nerwów, że wszystko się do mnie klei.
Biorę prysznic. Nie mam takiego w domu, ale widziałam prysznice w telewizji. Siedzę w kabinie około pół godziny oglądając prezent od Crystal. Jak wiele musiało ją kosztować oddanie mi bransoletki... Ja jej nawet nie podziękowałam. Chciałam, ale tego nie zrobiłam. Czuję się podle.
Wygrzebuję się z łazienki i idę wybrać ubranie. Wybieram sobie sukienkę bombkę - czerwoną w kratkę, a do tego czarne, skórzane pantofelki.
Nagle czuję gwałtowne szarpnięcie. Wybiegam z przedziału na korytarz. Przez szklane drzwi widzę Carlissę kłócącą się z Finnickiem.
Niewiarygodne. Nasza opiekunka już zdążyła się przebrać i natapirować włosy w cztery strony świata.
Nagle słyszę za sobą szept, niewątpliwie męski.
- Ty, niunia, co tam się stało? - odwracam się i widzę Liama. Przewracam oczami w reakcji na słowo niunia.
- Carlissa kłóci się z Finnickiem - sama się sobie dziwię, nigdy tak szybko nie rozmawiam z "nowymi" ludźmi. Jest to ledwo słyszalny szept, ale dla mnie to wyczyn.
- Otwórz te drzwi i spytajmy się o co chodzi - instruuje mnie mój Liam
- Dobra - odpowiadam i rozsuwam drzwi.
- Och świetnie, że jesteście - mówi ironicznie Carlissa - To wasz mentor - dodaje i wskazuje na Finnicka
- Witaj Liam - mówi nasz mentor i podaje mu rękę - Allison - kontynuuje i składa przede mną sztuczny ukłon.
- Starczy tego dobrego! - syczy Carlissa - Mamy wielki problem! Coś się zepsuło i mamy godzinę w plecy! - jest bliska płaczu - Co my teraz zrobimy? Tak się spóźnić! Kompletny brak manier!
Unoszę z irytacją brwi.
- I tak zawsze dojeżdżamy jako jedni z pierwszych - uspakaja ją Finnick - Nasz dystrykt leży niedaleko i nawet z godzinnym spóźnieniem nie będziemy ostatni.
Carlissa daje za wygraną i siada przy stole.
- Możemy coś zjeść przed kolacją? - pyta Liam
- Jasne jedzcie co chcecie - odpowiada Finnick
Nic mnie tak nie cieszy jak to pozwolenie. Nakładam sobie na talerz mandarynkę (zawsze mnie tak kusiły na targowisku...), dwie bułki cynamonowe i mnóstwo małych czekoladek. Podobnie jak prysznice - znam je z telewizji. Wreszcie siadam do stołu naprzeciwko Carlissy i delektuję się mandarynką.
Gdy po godzinie ruszamy opiekunka oddycha z ulgą.
- Jak dobrze. Co wy na to żeby szybciej zjeść kolację? - pyta
Wszystko we mnie krzyczy, aby zacząć o to błagać, ale tylko grzecznie odpowiadam.
- Dlaczego nie?
- W takim razie zaraz zawołam obsługę - odpowiada i wciska jakiś guzik w ścianie.
Po chwili na stół zostają wnoszone takie wspaniałe rzeczy jak smażone ziemniaki, zupa krem z warzyw, żeberka w karmelowym sosie, kurczak i rogale obsypane makiem. Do tego dostaję filiżankę herbaty. Próbuję wszystkiego w błyskawicznym tempie i teraz wiem, że nie był to dobry pomysł. Jest mi okropnie niedobrze. Mam nadzieję, że herbata pomoże mi opanować mdłości. Nie mam ochoty wymiotować. Po jakimś czasie robi mi się trochę lepiej. Mimo wszystko przy następnych posiłkach nie zamierzam zmieniać sposobu jedzenia. Przyda mi się kilka dodatkowych kilogramów, bo jestem chuda jak patyk.
- Chodźcie do przedziału telewizyjnego - mówi Carlissa po kolacji - obejrzymy podsumowanie dożynek!
Kiedy odchodzimy od stołu Finnick mówi:
- Obserwujcie trybutów z Jedynki i Dwójki, warto się z nimi sprzymierzyć, ale szybko odłączyć - radzi. - Poza tym sprawdzajcie reakcje wyczytanych. Czy płaczą, denerwują się... Dzięki temu możecie zobaczyć kogo się bać, a kogo nie.
Stwierdzam, że mamy bardzo dobrego mentora. Mentor jest ważny, przecież on ma kontrolę nad prezentami od sponsorów. Zawsze współczułam trybutom z Dwunastki. Ich mentor to największy pijak jakiego widziałam.
Gdy docieramy, wszyscy siadamy na kanapie obitej białym aksamitem. Nie widzę telewizora.
- Gdzie jest... - nagle cała ściana przed nami rozświetla się godłem Kapitolu - już nic. - urywam i widzę, że Finnick się śmieje. Widzę, że próbuje być przyjacielski i zabawny, ale nie ufam takim ludziom.
Staram się zapamiętać jak największą ilość osób. Dziewczyna z Jedynki na oko siedemnastoletnia w drogiej białej sukni, ma łzy w oczach, chłopak z jej dystryktu zgłaszający się na ochotnika - zawodowiec, para zawodowców z Dwójki, dziewczyna ma ciemnoczerwone włosy do ramion (dziwi mnie to w dystryktach raczej nie farbujemy włosów), ja wybiegająca i wpadająca w szał, Liam wielki i potężny, zapłakana dziewczyna z Szóstki, gruby chłopak z Dziesiątki i dwójka wygłodniałych, chyba czternastolatków z Dwunastki. Komentatorzy, świetnie się bawią nabijając się z nas, a niektórych podziwiając. Na dłużej zatrzymują się przy mnie. Jestem chyba najmłodszą ochotniczką w historii. Niby mam mocny start, ale w obliczu reszty jestem bez szans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz